Dziś jest: 21 Grudnia
26 Czerwca Przepraszam, ale nie miałem czasu na bieżąco spisywać tego co się działo, bo działo się zbyt wiele. Noc w radiowej Jedynce 13tego była gorąca z racji smsów na temat stosunku do marihuany. Ciekawe, ze tylko 2 na blisko 100 miały obiekcje do jej rozsądnego zalegalizowania. Kiedyś widziałem dokument z narracją aktora Woody Harrelsona, który miażdżył tak zwaną war on drugs. Niebotyczne koszty, małe efekty, a teraz w Meksyku ponad 600 osób pada trupem rocznie w rozrachunkach karteli. A w Holandii spokój... no i ostatnio Czechy... Prohibicja nigdy się nie sprawdziła...Koncertowo wspaniały tydzień. Jeszcze w poniedziałek zaliczyłem występ amerykańskiej kapeli TV On The Radio. Lubię ten dobrze kombinujący zespół mieszający wpływy i style. Miło, że zagrali sporo numerów z mojej ulubionej płyty Dear Science min Crying,Red Dress, Dancing Choose i DLZ. Był aktualny hit Will Do, i byłoby naprawdę fajnie gdyby nie głuchy akustyk zespołu, który zakopał wokal w ścianie dzwięku. Tego w Stodole dawno nie było!!!We wtorek Jeff Beck uniósł mnie wysoko swym kunsztem. Widziałem parę koncertów w życiu, ten był wyjątkowy. Każdy ma ulubionego gitarzystę i porównywanie ich nie ma sensu. Beck jest wyjątkowy ze względu na nonszalancką wirtuozerię. Gra fantastyczne rzeczy bez żadnego wysiłku i cienia pozerstwa. Nie zmienia gitar, wystarczy mu ulubiony Fender Strat, który płacze,szepcze,krzyczy,wyje i grzmi w zależności od woli mistrza. Trudno o bardziej zróżnicowany repertuar niż ten grany przez Becka - funk, blues, pop, rock i klasyka. Od Over The Rainbow po Nessun Dorma, od The Beatles po Hendrixa, jego koncert to emocjonalne przeżycie. Do tego kapitalny zespół - legendarny producent Narada Michael Walden na bębnach, ultra wszechstronna Rhonda Smith na basie i wyważony Jasion Rebello przy klawiszach. Elegancki Jeff w typowej kamizelce był wyraznie zadowolony z reakcji tłumnej publiki. Wierzę mu gdy mówił - Dziękuję, nie wiem co mam powiedzieć!!! Jeff nie zgodził się na żaden wywiad, ale po koncercie zamieniliśmy kilka zdań i okazało się, że jest bardzo wesołym facetem. Walden też był zadowolony z koncertu. W dzień 2 razy spotkałem się z innym, wybitnym gitarzystą, Patem Metheny. Znamy się 25 lat i Pat wygląda dla mnie ciągle równie młodo jak w połowie lat 80. Jest tak samo miły, inteligentny i twórczy. Porozmawialiśmy o nowej płycie z popowymi coverami What's All About i oczywiście powspominaliśmy pierwszą trasę Pata w Polsce gdy byłem jego tłumaczem. Po południu Pat spotkał się w Empiku z fanami i pofrunął zaraz do Londynu. Sam, bez managera czy asystenta. Idealny artysta. Mimo nawału pracy z nowym dokumentem zdążyłem też zajrzeć na parę minut na koncert Gogol Bordello. Co za energia, folk na speedzie! Odwiedziłem też Torwar by zobaczyć jakże teraz popularny kanadyjski Arcade Fire. Nie powiem bym był porażony. Trochę zamulone nagłośnienie nie pomagało w odbiorze muzyki. AF mają swoje brzmienie i w ich muzyce jest pewna hipnotyczna jednostajność. No i ta niebywała energia oraz ciekawy show wizualny. Warto było ich zobaczyć, ale mocno irytuje mnie barwa głosu kiczowato wyglądającej wokalistki. Beck zawyżył tak poprzeczką, że reszta wypadła mniej okazale. To się nazywa tydzień zakończony służbowo w Opolu. Nowy amfiteatr wygląda ok, a miasto ze starówka i katedrą warte jest zajrzenia na kilka godzin. Następne spotkanie w radiowej Jedynce chyba dopiero na początku sierpnia, bo czeka mnie sporo kręcenia się. Fajny jest nowy CD zawsze poszukującego Moby'ego, na Tune Yards straszny bigos, ale są ciekawe fragmenty.
16 Czerwca 71 letni Ringo Starr był wczoraj w sali Kongresowej uśmiechniętą, zadowoloną z życia, dowcipną legendą rocka. Po It Dont Come Easy stwierdził - 'Dużo czasu zabrało mi dotarcie do Warszawy, całą drogę szedłem na piechotę'. Ze swoich hitów przypomniał też Photograph, Back Off Boogaloo i Act Naturally, wrzucił trzy nowe numery min Choose Love i The Other Side Of Liverpool oraz zaśpiewał hity, które wylansował, jak to nazwał, ' z tamtym zespołem'. Z repertuaru The Beatles były wczesne Boys oraz I Wanna Be Your Man i sztandarowe Yellow Submarine oraz With A Little Help From My Friends. Co do przyjaciół to miał ich na scenie 6 i 5 z nich przypomniało swoje wielkie przeboje. Wysoki albinos Edgar Winter rozpalił widzów solidnie wydłużona wersją instrumentalnego hitu Frankenstein, klawiszowiec Gary Wright przypomniał piękną balladę Dream Weaver, ostry gitarzysta Rick Derringer bardzo stare Hang On Snoopy, a najmłodszy, basista Richard Page swoje 2 przeboje z czasów potęgi grupy Mr Mister. Niespodziewaną maskotką wieczoru okazał się gitarzysta Wally Palmer z The Romantics, który nie tylko zaśpiewał fajnie podrasowaną wersję hitu Talking In Your Sleep, ale też uraczył publikę gaworzeniem po polsku. Ringo cały czas grał na perkusji, miękko i precyzyjnie, rozdając przy tym masę uśmiechów, a gdy śpiewał na froncie kołysał się rytmicznie. To był wieczór hitów z lat 60, 70 i 80 w wykonaniu elity rock and rolla dowodzonej przez perkusistę, który scementował zespół stanowiący kamień milowy w historii muzyki. Bez efektów specjalnych, wybuchów i innych gadgetów muzyka obroniła się sama, bo ci którzy ją kiedyś tworzyli nie myśleli wtedy o sławie tylko o radości z jej grania. Dlatego jej urok nie przeminie i potrafi oczarować ludzi w różnym wieku co było widać po roztańczonej publiczności w Warszawie. W przyszłym tygodniu masa koncertów. TV On The Radio, Jeff Beck, Cassandra Wilson i Arcade Fire, na te się wybieram. Ostatnio bardzo dużo pracy filmowej, bo jeden dokument na finiszu, a drugi startuje. Zagrałem też miłą dyskotekę dla prawie .... 100 pań i paru facetów! W radiowej Jedynce w poniedziałek było jak zwykle miło, kolejne spotkanie o północy 20tego. Nie mam więc czasu na śledzenie kolejnych kłamstw elit rządzących tym dziwnym krajem. Kogo obchodzi kto jest w jakiej partii, przecież to jest tylko gra o pracę w lepszej drużynie, niczym wędrówki piłkarzy. Swoją drogą, ile jeszcze ludzie wytrzymają takiego ogłupiania i wmawiania, że zle to dobrze? Grecja burzy się na poważnie, zobaczymy jak u nich z duchem Leonidasa. Słucham nowego CD elektro Holendrów Kraak and Smaak. Co za nazwa!!!!
7 Czerwca Odwiedziłem niedawno znanego, rockowego gitarzystę Perkoza (T Love/De Mono) w jego słynnym domu pod Warszawa. Dla jednych to betonowy bunkier, dla innych fajna bryła pasująca do klimatów Los Angeles. Ponoć Amerykanie uwielbiają jego dom, a jego zdjęcia były już we wszystkich prestiżowych gazetach! Mamy skarb, a o tym nie wiemy! Perkoz nagrał fajne rzeczy z Alą, byłą wokalistką duetu Blog 27, ale nie spieszy się z wydawaniem tego materiału. Generalnie to zrelaksowany gentleman, do tego nic się nie zmienił fizycznie. Prawdziwy Piotruś Pan. Widziałem też w akcji nowy/stary zespół z Perkozem w składzie. To grupa Chojnacki, Kościkiewicz & De Mono. Dobrze, że się obudzili z letargu, nowe przeboje ponoć w drodze. Cały czas masa pracy filmowo-muzycznej. Nie wiem kiedy się z tego wyciągnę,ale,jak wiadomo, praca uszlachetnia. Praca fizyczna zaś wyszczupla,polecam paniom szukającym diety cud. Wczoraj w radiu 1 w nocy było ok, ale chyba burze torpedowała smsy, bo przychodziły w szczątkowej formie. Zabawna sprawa z budową stadionów i innymi inwestycjami. Tam gdzie nie ma polityki wszystko działa, tu gdzie jest nie ma prawa coś wyjść. Kiedy znikną poselskie immunitety, zmniejszy się liczba posłów, zrezygnuje się z senatu to wtedy jest szansa na normalny kraj. Pozostaje słuchanie dobrej muzyki, chodzenie na koncerty i czekanie na reedukacje społeczeństwa. Ciekawe ile ludzi przyjdzie na koncert Santany, ile na Adamsa. Może być krucho. W odtwarzaczu króluje stare The Who, to były i są zabójcze kawałki.
|