Dziś jest: 21 Grudnia
27 Listopad Byłem wczoraj na spektaklu grupy The Residents. To awangardowa, amerykański kwartet, która od 40 lat zadziwia pomysłami. Muzycy nigdy nie pokazali się bez masek, róznych w zależności od okresu kariery. Tym razem spektakl promował nowy album The Boy Bunny. Co ciekawe, jedyny śpiewający Resident (ubrany w II części koncertu w strój królika) rzeczywiście śpiewał co się tej grupie raczej nie zdarzało. Czterej muzycy w czarnych szatach i maskach z króliczymi uszkami grali,jak zawsze, swoistą mieszankę rocka, popu i elektroniki (klawisze, gitara, instr perkusyjne). To były songi nie piosenki. Cała historia to pełne aluzji i komentarzy opowiadanie o naszej paranoi.Jedyny, śpiewający Resident poszukuje swojego brata Harvey'a, który zaginął na greckiej wyspie chcąc znależć klucz do zagadki bliskiego końca świata. Songi przedzielane były narracją i projekcjami z video na temat komputerowych poszukiwań Harvey'a, który na koniec ponoć odnalazł się w Arkansas. Tak przynajmniej, po wpłaceniu 383 dolarów, oznajmił Bunny'emu wróżbita z ... Las Vegas. Ponoć w treści było dużo odniesień do historii Residents, ale około 600 widzów rozumiało je lepiej niż ja więc tego nie komentuje. Swoisty, futurystyczny show. Ciekawe, że na starych zdjęciach Residents byli równego wzrostu, teraz było 2 nizszych muzyków, a jedna osoba wyglądała na kobietę. A może to moja paranoja, jak u Harvey'a? Mało tego uważam,że w tym zespole na przestrzeni 40 lat grali rózni muzycy, których łączyła odlotowa wizja muzycznych spektakli. Na minutę włączyłem TV, a tu dalej polityczne kłótnie. Obłęd trwa tylko dlaczego to pokazują, kogo to obchodzi? Na szczęście w paru miejscach idzie teraz serial Californication, jest w oryginale show Jaya Leno i rosyjskie kanały gdzie mozna się dużo dowiedzieć i jakoś nikt tam nie pluje na 'Polsze'.
25 Listopad Wczoraj rano rozmawiałem .. po rosyjsku ze Svietłaną Chodczenkovą czyli Wierą z filmu Mała Moskwa. Udało mi się ją rozkręcić i nawet powiedziała, że nie zakochała się w swoim mężu jak w filmie czyli od pierwszego wejrzenia. Było wesoło, choć ekipa TV się spóżniła. Na premierze złapałem się z Darkiem Kordkiem i jego damą imieniem Eliza, która też trochę grała w polskich filmach. Mała Moskwa jest jednak trochę za długa. O jakieś 20 minut.Nadal nie wiem dlaczego Wiera tak zakochuje się w Michale i chyba nigdy się nie dowiem. Mimo to nadal wróżę filmowi sukces. Na przyjęciu w Pałacu Kultury zamieniłem słowo z Piotrem Szwedesem, a potem z ... minstrem kultury, p Zdrojewskim. To miłe, że p. minister da wkrótce nagrodę artyście o inicjałach D.G. za propagację Polski na arenie międzynarodowej (kto wie o kogo chodzi proszę o kontakt!). Była dobra sola, a jako, że uwielbiam też obecnego tam łososia przyjęcie uznałem za udane. W czwartek w TVP1 rano będzie rozmowa ze Svietłaną, która wyglądała jakże świeżo podczas wywiadu, ale na premierę pokręciła sobie włosy i złapała parę lat. Dlaczego kobiety w ramach poprawiania urody z reguły się postarzają? Acha, udzieliłem też wywiadu dla gazety z Elbląga. Mam nadzieję,że nie będzie przekłamań.
22 Listopad To był nieco zwariowany dzień. W ostatniej chwili przyszła propozycja by poprowadzić konferencję prasową nowego filmu Lecha Majewskiego 'Krzyż i młyn' ... w Katowicach! Gośćmi konferencji mieli być Rutger Hauer, Charlotte Rampling i Michael York więc głupio byłoby się zastanawiać. Jasne, biorę to! Lecha Majewskiego poznałem jeszcze w zeszłym wieku gdy pracował nad filmem o słynnym Ronniem Biggsie, uczestniku napadu stulecia w Anglii.Lech to niepowtarzalny wizjoner kina i Artysta przez duże A! Tym razem wziął się za ekranizacje ... obrazu Breughla o takim samym tytule. To będzie wyjątkowy film, jak zreszta każdy Lecha. Umieram z ciekawości by go zobaczyc, choc nie jest to obraz typowo kinowy, zdecydowanie dla koneserów, tych co odwiedzaja galerie sztuki. Rutger Hauer - pamietacie go z Blade Runnera? - okazał się świetnym facetem, z poczuciem humoru i dużym luzem. Opowiadał chętnie o sobie i swoich przygodach, a miał ich sporo. Wygląda lepiej niż powinien, niebieskie oczy przeszywają rozmówce, ale uśmiech jet szczery, a jasna grzywa włosów do pozazdroszczenia. Pogadaliśmy jeszcze o interesach, bo może nakłonie go do pewnej akcji. Charlotte Rampling nie była już tak otwarta i rozmowa z nią była swoistymi manewrami by coś z niej wyciągnąć. Wolała wytwarzać atmosferę tajemniczości niż odpowiadać na niektóre pytania. O filmach mówiła chętniej. Wygląda ... niezle z racji świetnej figury. Stary znajomy Michael York o mało nie padł trupem widząc mnie w Katowicach. Widzieliśmy się niedawno w Rzymie i miałem wrażenei, że Michael bedzie kręcił coś w Katowicach dopiero w lutym. Pożartowaliśmy sobie, było jak zwykle bardzo miło. W sumie udana eskapada i aż dziwne , że było tak mało dziennikarzy. Jazda z powrotem była koszmarem, bo sypnął mokry śnieg, ale mój funfel Jurek i jego wesoła banda kolegów umiliła podróż różnymi wygłupami.
19 Listopad Jutro rano o 7.35 w TVP1 wywiad z zespołem Simple Plan. Wczoraj wpadłem do radiowej Trójki by zobaczyć panią Ayo. Zrobiła u nas dużą karierę i odebrała na scenie 'platynową płytę' za pierwszy CD. Nie ma takiego głosu jak wzrostu, ale na scenie jest ujmująco ciepła i tym nadrabia swe braki. Folk, blues, nieco reggae, takie klubowe granie. W jednym kawałku Ayo usiadła do fortepianu, a za wiolonczele złapał nagle.. Piotr Rubik. Lubię gościnne występy, to było udane.Dziś przyszło aż 15, różnych płyt i wsłuchiwałem się w debiutancki krążek kapeli Glasvegas. Wcześniej rozmawiałem z wokalistą i gitarzystą walijskiej grupy Funeral For A Friend. Ostrzejszy, nieco emo rock, grzeczni ludzie, nawet zaśpiewali kawałek ... kolędy. Miałem iśc na ich koncert, ale deszcz mnie zniechęcił - chyba się starzeję. Nawet wielki Macho nie miał ochoty na spacer. Zapowiada sie pracowity weekend z rozjazdami, a w grudniu zanosi się na masę podróżowania, niczym u Sw Mikołaja.
16 Listopad Nie dotarłem na koncert Legranda, bo złapał mnie ... leń. Chciałem, ale nie mogłem się jakoś ruszyć. Robuś Chojnacki (eks De Mono) zadzwonił, że Artysta się pod koniec rozegrał. No to miło. Szybko zostałem ukarany za Legranda ... dzisiejszym występem formacji Hercules and Love Affair. Nie leżała mi ich płyta, ale liczyłem, że ekipa z Nowego Jorku sprawdzi się lepiej na scenie. No i się mocno zawiodłem!Gdy po 50 minutach wtórnego łupania w stylu disco uznałem, że mam dość, okazało się, że koncert się ... skończył. Niby 6 muzyków ( puzon, trąbka, sekcja i dwa klawisze) oraz wokalistka plus niechybnia tranwestyta, ale nie dali rady. Giorgio Moroder, ten od Donny Summer, to ich niedościgniony mistrz i tak też zostanie. Spory tłumek ( nie same gaye) złapał taneczne drgawki, ale jako,że spóznili się wiekowo na disco końca lat 80tych to teraz to nadrabiają. Koszmarne wokale, słabi muzycy i tylko transwestyta wił(a) się w pląsach za nich wszystkich. Znacznie lepsze wrażenia zostały mi po filmie W sieci kłamstw. Di Caprio jest agentem w terenie (Jemen), a sznurki pociąga rozbestwiony władzą Russell Crowe z Waszyngtonu. Ridley Scott pokazał wojnę z Al Kaidą tak jak sobie ją wyobrażam. Swietny fim na miarę Helikoptera w ogniu, ale Amerykanie się na niego wypięli. Widać nie chcą oglądać prawdy o tej brudnej wojnie. Tempo, gra, intrygi - wszystko się tu zgadza. Jeden z lepszych filmów tego roku. W rosyjskich Wiestiach złapałem kawałki konferencji p.Miedwiediewa w Waszyngtonie. Rozprowadził sprawę tarczy i żartował z 'Sarko' na zupełnym luzie co podobało się dziennikarzom. Za moment on i p Obama będą kumplami, bo są tak samo medialni, a my zostaniemy ....
15 Listopad Tydzień pod znakiem ważnych rozmów biznesowych, których efekty powinny być widoczne na poczatku 2009. W tej sytuacji ledwie zdążyłem na wspólny koncert Klausa Schulze i Lisy Gerrard w Bazylice N.S.J. Miejsce idealnie pasowało do uduchowionego głosu Lisy, którą dosyć delikatnie wspierał pionier elektroniki. Zaczął solo pokazując w 20 minut cały arsenał swoich elektronicznych możliwości, potem dołączyła Gerrard i przeniosła nas w jeszcze inny świat.To był spektakl w stylu opery w kosmicznej, intergalaktycznej przestrzeni dzwiękowej. Podejrzewam, że poziom IQ słuchaczy był między magistrem a doktorem, bo ta twórczość nie jest dla wszystkich. Osobliwe, refleksyjne przeżycie. Zupełnie inaczej było wczoraj w Proximie na koncercie Living Colour. Zagrali, jak zwykle, ogniście i momentami tak gęsto, że w jednym czasie każdy grał solo. Były trzy premierowe kawałki z szykowanej płyty, na szczęście bardziej przejrzyste i bliższe formule metal/funk. W solówkach każdy muzyk pokazał wirtuozerską klasę, a basista Doug Wimbush zacytował nawet temat z filmu ... Love Story! Niezle, ale występ sprzed 4 laty miał w sobie więcej radości i spontaniczności.
11 Listopad Filmik o Macho był udany, bohater odebrał kilka łap pochwały od swoich ogoniastych kolesi, a oglądalność TVP3 w tym momencie gwałtownie wzrosła! Nowy, koncertowy tydzień zaczął się od rozmowy z 3 muzykami grupy Simple Plan w klubie Stodoła. Chciałem wokalistę Pierre'a, ale ten przyholował też basistę Davida i gitarzystę Jeffa. Poszło nadzwyczaj gładko, bo nie było zbyt wiele wygłupów i żartów.Panowie odpowiadali rzeczowo, dowcipnie, podejmowali tematy jeden od drugiego, mnieli gadane. Bardzo profesjonalnie, byli mili dla reszty ekipy TVP (jak większość artystów), Jeff nawet poprosił swoją technikę by przerwano próbę dzwięku, bo dawała spory hałas. Gdy wychodziłem, 6 godzin przed koncertem, przed Stodołą było już ze 100 najwierniejszych fanek. Simple Plan to nie moja muzyka, ale zwyczajnie chciałem zobaczyć reakcję polskich fanów oraz sprawdzić jak sprawdzają się łatwe i melodyjne przeboje na żywo. Sprzedali przecież parę milionów płyt więc coś muszą w sobie mieć. No i teraz wiem co takiego mają. Nie,nie wirtuozerię, bo wszyscy są przeciętnymi muzykami, ale atutem SP są dobre kawałki i energia jaka płynie od nich ze sceny. Dawno nie słyszałem takiego pisku ponad 1200 dziewczyn gdy SP pojawili się na scenie. Zaczęli od Generation z nowego CD i przeciągnęli dzieciaki przez największe hity Shut Up, Jump, Welcome To My Life, tudzież naprawdę dobry Your Love Is a Lie, niezłe When I'm Gone i symboliczne Save Me poświęcone bratu Pierre'a., który walczy z rakiem. Był też niby blues o Polsce i Happy Birthday dla jakiejś fanki ztransparentem. Nie do wiary, ale dzieciaki znały teksty WSZYSTKICH kawałków i Pierre często tylko dyrygował tłumem gardeł. Trochę mówił po polsku i gdy stwierdził - Zajebiście, usłyszał to w odpowiedzi 10 razy i 100 razy głośniej! Do tego basista David okazał się lepszym showmanem niż ciężkawy Pierre. Szkoda, że na tym koncercie nie było pana K czy pana T lub jakiegoś innego 'polityka', bo dziś zobaczyliby swój rychły koniec. Za parę lat będą passe, bo te dzieciaki zrobią u nas taką rewolucję jak to się zdarzyło teraz w Ameryce. Paradoksalnie koncert SP udowodnił mi, że przyszłośc Polski jest jasna i piękna. Ok, nieco przesadzam, ale teraz tylko trzeba otrzezwienia w mediach i mamy szansę wyjść z tego politycznego kaca. Zabawne, że po powrocie trafiłem, skacząc po kanałach, na dyskusję o jutszejszym święcie z udziałem mojego funfla Pawła Kukiza (dlatego to obejrzałem). Wreszcie jakiś głos 'ludu', ktoś kto nie bredzi, ale mówi co myśli, a że myśli to ma sporo do powiedzenia i czasami zatyka logiką tak zwanych 'polityków'. Do tego grzecznie, bez odrobiny chamstwa, którego wszędzie pełno! Potem w CNBC zobaczyłem p Busha, który kulturalnie przywitał u siebie p Obamę z żoną i oprowadził ich po Białym Domu. A to jak p McCain wypowiadał się o p Obamie zaraz po przegraniu wyborów, czyż to nie przykład kultury i patriotyzmu? A przecież Amerykanie to kowboje i ....Jak zwykle na koniec dnia rozbawił mnie Jay Leno, który jest mistrzem ciętego dowcipu typu - W Ameryce jest taki kryzys, że badania proktologiczne pacjent musi sobie robić sam! Czyli tydzień zaczął się dobrze. To miło, że Klaus Schultze pamięta nasze przygody z '83 r i zgodził się na wywiad! W czwartek rano, ok 7.30 w TVP1 wesołe opowieści wokalisty świetnej kapeli Living Colour.
7 Listopad Spotkałem naprawdę miłego i rozsądnego aktora! Nazywa się Dimitri Ulianow i zagrał Jurę w filmie Mała Moskwa. Wywiad miał mieć 20 minut, ale jako, że Dimitri miał sporo wolnego czasu pogadaliśmy 40 minut i dopiero ... włącyliśmy kamerę! Dimitri zagrał już w ponad 30 filmach, ale okazał się fanem Springsteena więc zeszło na rock, bo młody Dimitri chiał być gwiazdą bluesa. Rosyjski wrócił mi na tyle, że obgadaliśmy Boba Dylana, plusy i minusy aktorstwa oraz zahaczyliśmy o politykę. Dimitri to w Rosji wielka gwiazda, ale był bardzo skromny i mówił z pasją. Robił fajne miny,wiadomo,aktor.Fragmenty rozmowy będą w TVP1 po 20.11, czyli przed premierą filmu.W przyszłym tygodniu masa koncertów. Mam spotkać się z kanadyjskimi rockowcami o zgrabnych melodiach - Simple Plan w poniedziałek, w środę zaśpiewa Roisin Murphy, która nieco buja w chmurach więc chyba nie będzie rozmowna. Czekam na słowo z obozu elektronika Klausa Schulze - jego koncert w czwartek. W piątek znakomity Living Colour, ale niestety w marnym klubie. Niedawno rozmawiałem z wokalistą Coreyem Gloverem. Ależ on ma głos! Grał też w Plutonie O. Stone'a. W sobotę sędziwy kompozytor Michele Legrand zagra na Jazz Jamboree, mam z nim rozmawiać. Nie pójdę natomiast na Monster Magnet, bo ta kapela trąci mi pozerstwem. Może się mylę... Projekt filmu o kopalni w Wieliczce rozwija się zgrabnie, negocjuje kogoś na narratora, zobaczymy. Czytam Crosstown Traffic, poważną książkę na temat geniusza Jimiego Hendrixa, który 27.11 miałby 66 urodziny. Gordon Haskell sporo mi o nim opowiadał... Jutro o 17 w TVP3 będzie mały filmik o wielkim MACHO!!! Ogony do góry!
4 Listopad W czwartek będę rano w TVP1 w Kawa czy... 2 razy, po 6.15 i o 7.30. Znany wokalista Chris Rea opowie widzom zabawną anegdotę związaną z muzykami z The Rolling Stones. Gwałtownie szlifuje swój ... rosyjski, bo mam zlecenie by porozmawiać z głównymi aktorami z filmu Mała Moskwa. Dimitrij Ulianov ma być w Warszawie w piątek więc oglądam namiętnie kanał Viesti. Lubię ten język wielkich pisarzy i mam nadzieję, że go sobie nieco przypomnę. Zostały mi 2 dni.Zerkam czasami w amerykańską telewizję, która żyje wyborami. Widziałem min. naszego wybitnego doradcę paru prezydentów Zbigniewa Brzezińskiego i wielu innych znawców tematu. Rozmowy Wolfa Blitzera w CNN czy Briana Williamsa z CNBC dają dobry obraz tego co się dzieje w USA i o co idzie walka. Oglądanie popisów naszej dziennikarskiej 'młodzieży' okazuje się w tej kwestii stratą czasu. Jakoś trudno mi uwierzyć, że Ameryka wybierze p. Baracka Obamę, który jest równie świetnym showmanem co mglistym politykiem. Podziwiam p Johna McCaina za wolę walki, wiarę we własne siły i niesamowitą żywotność. Patrząc na postawy i wiedzę obu panów McCain wydaje mi się znacznie ciekawszym kandydatem. O wiele większe emocje, niż wybór prezydenta USA, wywołuje u mnie reportaż o moim ogoniastym funflu Macho, ktory będzie w sobotę o 17.00 w TVP3. Macho łaskawie nawet podał łapę i pozował przed kamera więc liczę, że wyjdzie ... godnie!
2 Listopad Rozmowa z Lizz Wright odbyła się w Sali Kongresowej przed próbą dzwięku. Okazało się, że Lizz ma blisko 180 cm, uroczy uśmiech i sporo do powiedzenia. Siadając na schodach zażartowała - " muszę usiąść jak dama", co nie było trudne bo miała na sobie spodnie. Przyznała, że powoli otwiera się na świat i ma teraz pozytywny stosunek do życia. Chętnie mówiła o sobie i swoich przemyśleniach. Na koniec zgodziła się zaśpiewać kawałek kolędy, który przyda się na ¦więta.Fragment naszej rozmowy już w czwartek rano w TVP1. Sam koncert Lizz był wręcz rewelacyjny. Wraz ze znakomitym kwartetem Lizz pokazała różne odcienie subtelności w muzyce. Były numery z jej trzech CD - jazz, ballady folkowe zagrane soulowo, trochę bluesa a wszystko podane tak kulturalnie i zmysłowo, ze czas płynął z szybkością światła. Bosonoga Lizz wiła się czasami miękko niczym drzewko, zostawiała sporo miejsc swoim muzykom i często obdarzała ich uśmiechami. Zaśpiewała numer Tiny Turner I Idolize You, był Old Man Neila Younga i mój ulubiony Stop z repertuaru Joe Henry'ego. Na koniec wykonała duet wokalny w Peace Flows Down z gitarzystą Brendanem Rossem, który parę razy zagrał w swoich oszczędnych solówkach piękne dżwięki. Kongresowa nie pękała w szwach (31.10!), ale publiczność miała uroczy wieczór choć Lizz mówiła niewiele. Wyczarowała jednak śpiewem masę ciepła i emocji. Obok Jill Scott to zdecydowanie najlepsza, czekoladowa wokalistka na świecie! Jej koncert był dobrym wprowadzeniem do nastroju jaki mamy wszyscy 1 listopada. Szczerze mówiąc, idąc przez cmentarz, wolałbym by wszyscy mieli tylko prosty kamień nagrobkowy , a nie monstrualne pomniki, często pełne przepychu i zbytku. Czyż po śmierci nie jesteśmy wreszcie równi? Jeśli nie wtedy - to kiedy? To nie jest dla mnie smutne świeto, bo przecież przychodzimy do bliskich i kochanych by być trochę z nimi. Przy tej pogodzie to było miłe spotkanie no i na cmentarzu nie było tłumów. Patrząc na groby wierzę, że nie ma piekła, bo sprawiamy je sobie wszyscy, mniej lub bardziej, tu, na Ziemi. Potem jesteśmy energią, ale jesteśmy!!!
|