Dziś jest: 21 Grudnia
29 Stycznia To do zatoki w Puerto Plata wpłynął w 1493 r Krzysztof Kolumb kierując się na górę zwaną Isabel De Torres. Piękne miejsce, jakże malownicze i spokojne. Na górę o wysokości ponad 800 m wjeżdża się kolejką linową, wagonik zabiera chyba 15 osób. Przed wejściem, w obszernym holu czekającym umila życie miejscowy zespół muzyczny. Swietny pomysł. Na górze dominuje ogromny pomnik... Chrystusa Odkupiciela a la Rio. Dookoła wspaniała roślinność i naturalny park. Co za kaktusy, paprocie, pinie i inne drzew i krzewy. Czuję się w nim prawie jak ludzie Kolumba! Samo Puerto Plata typowo turystyczne, z małym rynkiem, kolorowymi, wiktoriańskimi domkami jakie kiedyś tu budowano. Super market Sirena przy bulwarze Malecon ma najpiękniejszy widok na świecie - na błękitny ocean! Dziwne, że nie stoi tu hotel, choć ich tu nie brakuje. Jemy ze znajomymi obiad w miejscowej restauracji gdzie jesteśmy jedynymi białymi. Zupa rybna i ryba z batatami na drugie. Chyba zaraz od tej rybnej diety urosną mi skrzela! Wracając z Puerto do Sosuy bierzemy zakret w lewo gdzie zginął dawno temu w wypadku samochodowym słynny Falco, ten od hitu Rock Me Amadeus. Zakręt niezbyt ostry, widać gwiazdor jechał za szybko bo wpadł na autobus. Nie ma krzyża ani żadnej tabliczki choć Austriaków na wyspie nie brakuje. Trochę przykro. Na tym zakręcie można też skręcić w górską drogę do Santiago. Jedziemy nią kilka dni póżniej. Genialne widoki bo Dominkana jest mocno górzysta. Jakośc drogi okropna, bo niszczy ją erozja i ulewne deszcze. Masa dziur i wyrw, trzeba bardzo uważać, ale warto się nią wybrać. Tam jest prawdziwa Dominikana, z kościołami w małych domkach, kilkoma straganami z owocami , spotykamy nawet loklnego rzeżnika, u którego wiszą świńskie ryje i kiełbasy. Dobrze wysuszone, bez much, żadnej grożby złapania choroby. Odwrotnie niż w Indiach tu można jeść wszystko w lokalnych restauracjach. Kurczak z ryżem za 100 pesos czyli jakieś 7.50. Odkrywam fantastyczny owoc cajuhil. Coś koloru i wielkości potężnej rzodkiewki. Niezbyt słodkie, bliskie twardawej ale chrupkiej gruszki, ekstra! Santiago to drugie miasto Dominkany, chyba ok miliona ludzi. Dosyć nowoczesne. Zjeżdżając z gór zaglądamy do eleganckiego hotelu Camp David Ranch. Jest z niego piękny widok na całą dolinę Simbao i Santiago. Dodatkowa atrakcja to cadillaki i jeep dyktatora Rafaela Trujillo, który sterował Dominkaną w latach 1930-61 by zginąć w zamachu. Ponoć na tapicerce są ślady jego krwi, nie zauważyłem. Santiago to miasto kolonialne z typową architekturą. Góruje nad nim wielki monument Los Heroes de la Restauracion czyli bohaterów zmian. Wiedzie do niego sporo schodów, na górze pomniki tych najbardziej zasłużonych. Warto sie wdrapać po cudowną panoramę miasta i gór. Dwie ulice w dół jest fantastyczna, brazylijska restauracja Picanha. 13 dań z grila od kurczaka po polędwice zakończone anansem z cynamonem. Na deser lody zrobione z ... awokado! Po takiej uczcie musiałem dzień odpocząć od jedzenia. W tym klimacie to nic trudnego.
26 Stycznia Trudno w to uwierzyć, ale moi znajomi znaleźli tu wspaniałą, dziką plażę!!! 10 minut marszu lasem i jestem w tym autentycznie pięknym miejscu. Dookoła ocean z wodą o różnych odcieniach, który uderza z dużą siłą o skały, drzewa kokosowe i inna, bujna roślinność. Istny raj, żadnego człowieka choć jest fajna, mała chatka zrobiona z liści kokosowca. Przez 5 dni tylko 2 razy przejachał ktoś na koniu i było 3 tubylców łowiacych ryby z kuszą. Raj, prawdziwy raj, bo pogoda jak z reklamówki. Nie liczyłem na takie warunki, to sie nazywa szczęście, prywatna plaża na Dominikanie!!! Życie nie może być lepsze, co za wakacje. W pobliskim, modnym Cabarete zupełnie inna sytuacja plażowa. Pełno surferów i kite surferów, knajpa przy knajpie, dużo wczasowiczów z całego świata. Jedną knajpkę prowadzi sympatyczny Tomek, gdzie nas nie ma! Zgodnie z założeniem trzymam sie diety rybnej choć Dominikańczycy jedzą non stop pollo czyli kurczaka. Ja wolę mero lub doradę. Do tego nieco słodkawe kartofle przypominajace kształetem selery - batata fritas. Niestety trudno o nie w restauracjach, ale pracujacy u moich znajomych ciemnoskóry Fritzmay robi je bez problemu. Mniam, mniam, tego będzie mi brakowało. Gorzej tu z sałatkami, są spiczaste, często zielone pomidory, mała fasolka, sałata lodowa no i owoce. Niestety bardzo słodkie! Papaya, awokado, zielone pomarańcze, ananasy, małe banany no i kokosy. Wszystko słodkie jak cholera z wyjatkiem soku z kokosa, który przypomina nieco oleistą wodę. Pyszotka! Tutejsi kochają dulce! Ta miłośc do słodkiego widoczna jest w gabarytach miejscowych kobiet, dominują rubensowskie kształty choć bywają zgrabne dziewczyny, ale te są z reguły uwieszone na ramionach białych, starszawych gringos. Złapanie bogatego gringo to tutejsza recepta na nowe, wspaniałe życie. Podobno sprawdza sie dosyć często. Z tarasu ślicznego, kolonialnego domu moich znajomych widać nie tylko ocean ale także górę Isobella De Torres, która króluje nad miastem Puerto Plata. Wybieramy sie na nią jutro.
24 Stycznia Autobus z San Domingo do Sosuy jedzie nieco ponad 4 godziny. Krajobraz zmienia się często, spro terenów górzystych ale są też niespodziewane doliny. Wszędzie wściekle zielono. Niezła autostrada do Santiago za chyba 4 złote. Dziwne, że tu lewy pas jest wolniejszy od prawego - co kraj to obyczaj. Na drodze sporo amerykańskich, ciężkich Macków, przy szosie garażowe sklepy z różnymi wyrobami. Sporo sklepów oferuje ... plastikowe krzesła, bo tutejsi lubią sobie posiedzieć przy drodze całymi dniami. Dużo sklepów z glinianymi donicami bo jest tu co posadzić. W eleganckim autobusie klimatyzacja niebezpiecznie ostro w dół, warto mieć coś ciepłego bo można złapać nawet zapalenie płuc. Chwilami kropi mały deszczyk. Gdy ląduje w Sosui jest ładnie. U moich znajomych spotykam parę osób piastujących konsularne misje i razem udajemy sie do pobliskiego Cabarete na rybkę. No i zaczyna lać, tak całkiem poważnie. Ocean się pieni, deszcz zacina - ładne powitanie po 30 latach nieobecności w tych rejonach! Swoją drogą to tutaj niezwykły widok ale przecież trwa zima. Kolacja miła choć temperatura w okolicach 20 st. Jutro będzie ładnie - wyrokuje mój znajomy, który po trzech latach mieszkania tu zna tę pogodę. I rzeczywiście nastepnego dnia wita mnie błękitne niebo i cieplutkie promienie slońca. Czas na prawdziwe wakacje!
21 Stycznia Zaniedbałem mój dziennik i to bardzo ale mam ważny powód. Od 10 dni rozkoszuje się dominikańskim, zimowym słońcem w okolicach 28 st. Co za przyjemność, jak nagle świat staje się inny i piękny. Moi znajomi zaprosili mnie do siebie więc skwapliwie skorzystałem z okazji. Oni mieszkają w znanym, plażowym Cabarete ale chcąc być dzielnym podróżnikiem poleciałem z Wawy do stolicy Santo Domingo. Spore miasto, 3 mln ludzi, masa kontrastów. Nowoczesne domy i centra handlowe a obok na drodze ktoś sprzedaje kokosy i pomarańcze. Zwiedzanie dzielnicy kolonialnej pamiętajacej czasy Kolumba to zadanie na 2-3 godziny. Jest stara katedra, ruiny pierwszego szpitala, twierdza Ozama i niewiele więcej. Bardzo ciepło więc miło jest posiedzieć pod palmą z lokalnymi mieszkańcami. Nie ma żebrania czy naciągania choć zapraszają do sklepów z pamiątkami. Wszędzie masa krzyczących kolorami obrazów z bardzo różnych 'szkół'. Główny deptak zawalony obrazami tutejszych mistrzów. W sekcji pamiatek lalki... bez twarzy. Ponoc to tradycja voodu, muszę sprawdzić. Interesują mnie lokalne miejsca i trafiam do baru Cafetera. Jak z filmu, wysokie stołki, długa lada, zapach świeżej kawy, co chwila sprzedawcy donosąa mango, kokosy i inne specjały. Jakbym cofnął sie w czsie, za chwilę mógłby wejść E Hemingway, choć to Dominikana nie Kuba. Super miejsce, Chrystus wisi na czołowym miejscu! Niestety hotel Mercure, choć położony genialnie, nie jest zbyt czysty, a obsługa raczej wolnawa. Na słodkie bułeczki musiałem czekać 20 minut, bo zabrakło. Jakaś Rosjanka żdała na swojego omleta przez 30 minut. Jestem w kraju gdzie króluje pojęcie 'maniana', nikt się tu nie spieszy. Miałem być w Santo Domingo 2 dni ale skracam pobyt, bo zwyczajnie nie mam co tu robić a jest zbyt ciepło by tkwić w mieście. Hotel z francuskiej sieci więc nie chce anulować jednej doby choć jest zabukowany pod sufit. Ian Gillan z Deep Purple powiedział mi kiedyś - Nie korzystaj z francuskich hoteli. Teraz to sobie przypomniłem i zapamiętam na całe życie. Pieprzyć Francuzów - kierunek playa w Cabarete!!!
4 Stycznia W rozliczeniach muzycznych 2012 nie wspomniałem o niespodziankach jakich było kilka. Najwiekszą niespodziankę sprawiła, moim zdaniem, Zosia Karbowiak, która znalazła się na solowej płycie, Living Proof, szefa legendarnej grupy Chicago, Roberta Lamma!!! Napisała z nim aż 3 piosenki, zaśpiewała w duetach , a numer Liquid Sky to jej solowy popis wokalny! Zosia nie jest bynajmniej dziewczyną Lamma i nagrania powstawały z pomocą internetu więc sukces jest tym większy. Niestety w Polsce nagrania Zosi nadal pozostają na uboczu w myśl cudze chwalicie... Słyszałem nawet komentarz,że ona 'słabo śpiewa po angielsku'. Dziwne, że Lamm tego nie zauważył!!! Niespodzianką wysoce artystyczną była kolaboracja p Pendereckiego z Johnnym Greenwoodem z Radiohead i to zostało dobrze odnotowane choć chyba mało kto tego naprawdę słuchał. Nie mogę zrozumieć zachwytów na świecie na temat płyty Channel Orange, którą nagrał Frank Ocean. Lubię soul ale nie słyszę tu geniusza. Peany na temat CD Bruce'a Springsteena też mnie nieco dziwią. Boss przebudził się politycznie i za to zyskał punkty. Patrząc na światowe podsumowania roku widać pewną mizerię. 2012 nie przejdzie do historii jako wystrzałowy. Patrząc szerzej tragiczne decyzje naszego rządu z 2012 r dopiero dadzą się nam we znaki. Euforia Euro przyniesie kosmiczne długi spowodowane wybudowaniem monumentalnych stadionów, brak planu edukacji pogłębi ogłupianie narodu, brak właściwej opieki zdrowotnej toczonej przez korupcje zaowocuje nieszczęściami wielu ludzi. O działalności sądów i ich wyrokach lepiej nie wspominać. Pomaganie takim molochom jak LOT w chwili gdy padają małe firmy budowlane oszukane przez państwo pozostawiam bez komentarza. Rozumiem, że dorosłe dzieci mają teraz w Polsce lepiej niż ich rodzice, ale to złudna radość ... na kredyt. W Islandii skazano na 9 miesięcy więzienia 2 szefów największych banków odpowiedzialnych za krach finansowy w tym kraju. Tylko tam, bo Europa i Ameryka przymyka oko na terroryzm bankierów, którzy tylko zmieniają stołki. Rozumiem Gerarda Depardieu, że wypiął się na swojego socjalistycznego premiera. On zarabia uczciwie na swojej popularności, która budował latami. Dlaczego ma płacić za oszustwa bankierów i swojego rządu? Pan Sarkozy dostał 50 mln euro na swoją kampanię od Kadafiego, którego z wdzięczności pomógł zgładzić!!! Na szczęście są u nas fajni, inteligentni ludzie i to z nimi spotkam się znowu w tę poniedziałkową noc w radiowej Jedynce w Tow Ludzi Normalnych. Zapraszam. Słucham CD duetu Purity Ring - odlotowy elektro-pop.
|